czwartek, 5 lutego 2009

zaczyna się

Jest taka przypowieść o małpach. Eksperyment. W pokoju zostawia się pięć małp. Pod sufitem wiesza się banana, pod nim ustawia się drabinę, z której każda może po niego sięgnąć. Drabina jest podłączona do urządzenia wyzwalającego z sufitu deszcz lodowatej wody - ilekroć któraś małpa próbuje wspiąć się po banana, wszystkie cierpią z powodu przymusowej lodowatej kąpieli. Małpy natychmiast się uczą i nie próbują wchodzić na drabinę. W tym momencie jedną z małp zastępuje się nową. Oczywiście pierwszą rzeczą, którą chce zrobić jest sięgnięcie po banana. Cztery ‘weteranki’ biciem ją od tego odwodzą. Tu następuje kolejny krok, wymienia się kolejną ze starych małp na nową. Sytuacja z drabiną się powtarza, nowa małpa jest pobita przez stare, przy czym najmocniej – z gorliwością neofity – bije ta pierwsza wymieniona. Konsekwentnie postępując dochodzimy do punktu, w którym w pokoju jest pięć małp, z których żadna nie doświadczyła lodowatej kąpieli na własnej skórze i jednocześnie żadna nie pozwoliłaby wspiąć się po banana innej małpie.

Jest rzeczą dojmującą, że zarówno myślenie jak i nie-myślenie ma tak głęboko sięgające przeszłości korzenie. Tymczasem banan nadal bezczelnie wisi pod sufitem. Podobnie drabina - stoi w tym samym miejscu. Zadajemy pytanie czy faktycznie jest jakiś dostępny owoc, drabina i niebezpieczeństwo nieprzyjemnego deszczu. Tworzymy tego bloga, by zastanowić się nad rzeczywistością. Akademię można przespać. Można nie zorientować się w ciągu pięciu lat, że całe studia to czas dogmatycznej drzemki. Uważamy, że warto zastanowić się - po pierwsze - czy faktycznie tak jest, a jeśli jest, to - po drugie - czy da się coś z tym zrobić. Potem pozostanie już tylko znalezienie sposobu. Może eksperyment z wejściem na drabinę? Może woda nie poleci, a jeśli nawet, to może wcale nie jest tak nieprzyjemna…

Nazywanie rzeczy nie jest zadaniem dla ludzi leniwych, takich którzy myślą tylko o skończeniu roboty. Nazywanie to proces. Wydaje się, że nie ma on końca. Wirujący świat nie pozostawia miejsca na raz i dobrze zdefiniowane pojęcia. Pytanie o siebie samego nie znajdzie nigdy trwałej odpowiedzi. Pytanie o taki fragment rzeczywistości, jakim jest Akademia również. Zadajemy sobie pytanie czym jest Akademia. O co w tym wszystkim chodzi? Odpowiedź, że jest uczelnią artystyczną to dziecinna wyliczanka, która natychmiast - choć nie oczywiście - implikuje kolejne pytania, nazwijmy je pomocniczymi. Czy kształci? Czy wychowuje? (to jest różnica…) czy wyposaża tylko i wyłącznie w słownikowo pojmowany warsztat, czy może zaopatruje w narzędzia intelektualne, za pomocą których absolwent tworzy przedstawienia docelowo funkcjonujące w artworldzie? Uważamy, że tożsamość Akademii jest niedookreślona. W kontekście współczesnego świata sztuki problem ten jawi się jako bardzo skomplikowany. Do tego dojmująco realny, dotykalny twardo-empirycznie. Wiedzą o tym absolwenci, którzy nie znajdują w sobie siły na użycie zdobytych narzędzi, przytłoczeni prozaiczną codziennością. Statystyki, o ile istnieją, musiałyby rysować się okrutnie. Niewielki procent absolwentów funkcjonuje „pełnowymiarowo” w świecie sztuki. Tu właśnie twierdzimy, że dyplom artysty nie konstytuuje tożsamości artysty, że nieuprawnione bywa takie siebie określanie znad zmywaka w londyńskim pubie.

Spodziewamy się pytania adwersarzy o naszą receptę na zastałą sytuację. Nie mamy jej – przyznajemy to otwarcie. Chcemy jednak zauważyć, że nie wszystko jest tutaj doskonałe. Chcemy o tym rozmawiać. Chcemy popracować, bo dobra rozmowa jest niczym innym, jak pracą, a pracę podejmujemy tylko i wyłącznie zakładając korzystne efekty, choćby niewielkie, ale koniecznie korzystne. Nie jest naszym celem wylewanie kubła pomyj na Akademię. Robimy to, bo postrzegamy to miejsce jako Nasze. Jeszcze do niedawna troska o własny spokój zniechęciłaby nas do takiej aktywności. Spotkaliśmy taką opinię studentów 4tego roku: „nam właściwie już nic nie przeszkadza. Jesteśmy na wylocie, za chwilę skończymy i zdążyliśmy się już przyzwyczaić”. Uważamy, że uczciwie jest powiedzieć o tym, co postrzegamy jako złe właśnie teraz, a nie z bezpiecznej perspektywy absolwenta.

Narzekamy na Akademię. Będąc jej studentami, pracownikami czy szerzej - ludźmi świata sztuki – narzekamy na Akademię. Narzekamy na jej program, strukturę, przestrzeń, ludzi, zamknięcie, ale też brak mydła i papieru toaletowego. W zasadzie niemal na wszystko narzekamy. Konceptualizujemy Akademię w przeróżnych rozproszonych debatach. Tworzymy z niej abstrakcyjny twór pojęciowy, często tracący oparcie w rzeczywistości. Miejsce, w którym sami się znajdujemy, i które razem powinniśmy współtworzyć, staje się obcą przestrzenią, osaczającym Innym, zjawiskiem, z którym w ostatecznym rozrachunku wielu nie potrafi lub nie chce się utożsamić. Chcemy sprawić, żeby abstrakcyjne pojęcie „Akademia” stało się punktem wyjścia dla debaty nad realnymi problemami. Twierdzimy, że Akademia cierpi na brak możliwości swobodnej komunikacji wewnętrznej, przez co liczne krytyczne dyskusje ulegają rozproszeniu i w efekcie nie są w stanie wpłynąć na jej rzeczywistość, która jawi się jako martwa, uciekająca od autorefleksji.

Powołujemy bloga jako przestrzeń do rozmów o bieżących problemach Akademii, ale nie separując ich sztucznie od zjawisk w szeroko rozumianym świecie artystycznym. Dlatego rezerwujemy w nim możliwie szerokie pole do wymiany informacji i poglądów na temat najbardziej dotykających nas wątków kultury. Blog wydaje się najlepszym medium dla takiej spontanicznej wymiany idei, a ponieważ jego tworzenie jest procesem, liczymy, że zechcecie w nim uczestniczyć - zarówno komentując poszczególne posty, jak i przesyłając propozycje własnych tekstów. W ten sposób mogłoby powstać żywe forum, będące - choć podejmujemy tę inicjatywę w ramach pracowni malarskiej profesora Bednarczyka – wyrazem zainteresowań szerszej społeczności naszej uczelni. Chcemy mówić o wystawach, książkach, spektaklach czy muzyce, o których nie mamy na co dzień okazji otwarcie dyskutować. Subiektywnie kładlibyśmy więc akcenty na te zjawiska, które rzeczywiście wydają nam się istotne, czasem może wyciągając z cienia zdarzenia, które przeszłyby bez echa.

Na początek - jako dobry punkt wyjścia - proponujemy fotorelację z aktualnej wystawy semestralnej na Wydziale Malarstwa.

Dominik Stanisławski, Michał Zawada

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz