środa, 6 maja 2009

Rozmowa z Basią Songin, odtwórczynią roli Teodora w spektaklu 'ODPOCZYWANIE' w reżyserii Pawła Passiniego zrealizowanego w nowohuckiej Łaźni Nowej.


Dominik Stanisławski



Dominik Stanisławski: Chciałem mówić o samym spektaklu i Wyspiańskim, ale zaczęło się fajnie, jak zaczęłaś o Meksyku mówić i o tej animacji. To jest bardzo ciekawe! Ciekawi mnie to, jak się zmieniło podejście do śmierci przez ostatnie – nie wiem – sto lat w Polsce.


Basia Songin: Nie mam pojęcia. Jakoś nieszczególnie mnie to interesowało, to nie jest moja ulubiona tematyka. Lubię Meksyk wizualnie, plastycznie. To mi się podoba, że oni sobie to przyswoili i zrobili z tego jakąś formę. Ale to nie jest jednorodne, nie jest ‘jakieś’.


http://www.youtube.com/watch?gl=PL&hl=pl&v=_Z-VKiFSVVE


DS: Bardzo mi się spodobał moment w spektaklu, kiedy zmarł już ojciec i dzieci go chowają…


BS: Ojciec cały czas był martwy!


DS: Tak, ale scena kiedy go zakopują a później jest moment, kiedy wszystkie dzieci biegają wokół niego i opowiadają swoje historie.


BS: Jak był początek grania tego spektaklu to była to scena - to dążenie do bycia z tatą - która strasznie nas wzruszała (albo widzów – takie mieliśmy informacje).


DS: I to dosiadanie się do niego…


BS: To jest też niesamowite, jak można streścić życie czterech osób w króciutkiej scenie, kilka faktów i już wiesz, masz obraz.

Teodor. Co zrobił. Co w życiu Teodora się wydarzyło. Uciekł ze szkoły, dowiedział się, ze nie jest synem Wyspiańskiego, zachorował nerwowo, ukradł parę książek i schował parę obrazków, zamknęli go w psychiatryku, nikt go leczyć nie chciał, umarł tam na zapalenie płuc w 1916.

Zna się mniej więcej te dzieciaki z tych obrazków, które były absolutnie towarem eksportowym, bombardowani byliśmy kiepskiej jakości reprodukcjami w domu, w przedszkolu, w świetlicy, w szpitalu, na korytarzu na klatce, pocztówki, reprodukcje…


DS: Dzieciństwo idyllicznie przedstawione…


Helena Wyspiańska (1895-1971)


BS: ‘Główka Helenki’– scena jak Helenka mówi wiersz po francusku. Wyspiański próbował poezji w obcych językach, więc napisał wiersz po francusku i Ania Bogdanowicz, która gra Helenkę przetłumaczyła ten wiersz z francuskiego. I to jest użyte w spektaklu. I ten motyw: 'Helena Wyspiańska!' I ta idylla i ten Staś, który ostatecznie spędził trzydzieści lat w szpitalu psychiatrycznym… jest to niezłe zderzenie. Nie zna się tych historii.


Stanisław Wyspiański (1901- 1967)


DS: Dokładnie! Gdyby nie ten spektakl, nie trafiłbym na to.


BS: A z drugiej strony jest oczywiście znowu takie ‘rozgrzebywanie’, bo to też chodziło o to, co my świętujemy w Polsce? Rocznica śmierci! Umarł wtedy… setna rocznica. Wspaniale! Wieszcze nam zdechł na syfilis. Świętujmy!!! Jest powód.

Mamy dużo świąt smutnych w Polsce. Mniej świętujemy radosne rocznice, a bardziej te smutne.


DS: Wiesz, świętujemy ‘na smutno’, bo nam właściwie nic nie wyszło.

Był fajny moment ostatnio kiedy nagłaśniane była rocznica Powstania Wielkopolskiego. To było bodajże jedyne powstanie, które się Polakom udało. Wygrali je, zdobyli niemieckie samoloty, wtedy w ogóle powstało polskie lotnictwo. Jak powstało? Po prostu powstańcy zajęli samoloty, które Niemcy zostawili, gdy uciekli… O tym mało kto wiedział, zawsze się mówiło o Powstaniu Warszawskim, gdzie po prostu zarżnięto całe miasto.


BS: Oczywiście! Ja myślę, że to o to chodzi. Nawet nie trzeba szukać w historii. Jak my wybieramy rocznicę, żeby uczcić wieszcza, to wybieramy rocznicę jego śmierci. Dlaczego nie świętować dnia, w którym taki człowiek się urodził? Albo nie wybrać dnia, który w karierze tej osoby jest naprawdę znaczący? Dlaczego świętujemy, że ktoś umarł?! Przecież to oznacza koniec! Skończyło się, już więcej nic nie powstanie. Teraz możemy już tylko brać, przycinać, zamieniać, mówić, opowiadać, udziwniać, nie udziwniać, używać do swoich celów. Nie, dla mnie to nie jest rocznica do świętowania. To mnie dziwi. Ja bym wybrała datę urodzenia – dlaczego nie świętować urodzin wieszcza? Normalnie świętuje się urodziny.


DS: Wasz spektakl był przygotowany – można powiedzieć – à propos tych obchodów i nie moglibyście zrobić TAKIEGO spektaklu, gdyby te obchody świętowały urodziny Wyspiańskiego.


BS: Ale myślę, że Polacy nie są zbyta radosnym narodem, pomimo całkiem niezłego poczucia humoru.


DS: Ostatnio jeden Belg, który po raz pierwszy spędził w Polsce kilka dni zauważył, że Polacy lubią się śmiać, ale się nie uśmiechają. Zastanawiam się nad tym od dobrego tygodnia. Jest w tym coś - możemy ryczeć ze śmiechu, ale na co dzień nie uśmiechamy się do siebie… Ale wróćmy do tematu.

O czym jest spektakl?


BS: Na pewno jest to spektakl o dzieciach Wyspiańskiego, które straciły ojca i teraz muszą się w tym świecie odnaleźć. Świecie, w którym nie ma już tego ojca, tego Wieszcza, nie ma całego świata z nimi związanego, a dookoła dzieje się mnóstwo rzeczy…


DS: Ale wiesz, wiele dzieci traci ojców i zawsze tak było i tak będzie…


BS: Tylko że to jest jednak różnica, bo mało dzieci ma takich ojców. Mało dzieci tak intensywnie uczestniczy, może nie: ‘uczestniczy’, ale jest obecna w tym, co ten ojciec robi…


DS: No tak, wracamy do tych reprodukcji, które wiszą w przedszkolach…


BS: Ale wiesz, to jest też to, jak się czyta wspomnienia o Wyspiańskim to widzisz, że tam przychodzą różni dziwni ludzie, odwiedzają Wyspiańskiego i cały czas spotykają te dzieci. Cały czas! Jedno otwiera bramę i mówi, że właśnie pracuje nad poematem, prawdopodobnie to Teodor, ale mógł to być też Mietek (Mietek pisał wiersze…).


Mieczysław Wyspiański (1899-1921)


Jacyś ludzie wchodzą do pracowni, Wyspiański podaje bucik Stasia jako popiołkę. Wiesz, te dzieci się gdzieś tam kręcą, cały czas jest któreś malowane, one bardzo intensywnie uczestniczą w tym życiu, są to takie oczka w głowie, takie perełki, które są stale obecne w świecie Wyspiańskiego, prawda?


I umiera Wyspiański. Było gdzieś nawet coś takiego: dlaczego one miały takie zawirowania w życiu? Bo w którymś momencie postanowiono, że trzeba się zająć dziećmi wieszcza! To nie są takie dzieci-sierotki, wiesz, ot! Umarłby jakiś artysta teraz, no to dzieci – no trudno, on umarł, wszyscy płaczą, dzieci mają matkę, wszystkie dalej z tą matką układają życie. A wtedy nie było tak; matka była z klasy niższej społecznie, kompletnie nieakceptowana przez środowisko. No i teraz: te dzieci TEGO WIESZCZA, ta nadzieja narodu, jedyne co zostało nam po wielkim Wyspiańskim, mają zostać z tą chłopką?! Do domu wpada ‘zestaw mądrych ludzi’, którzy katalogują sprzęty i dzieła po Wyspiańskim, żeby broń Boże, ta ‘wieśniarka’ nic z tym nie zrobiła, bo przecież ona ‘nieuczona’, nie będzie się znać na wartości. Dzieciaki nie wiedzą co się dzieje, nie ma taty, nie jest już tak fajnie, jacyś ludzie chodzą, zabierają obrazki… One dostały jakąś rentę, którą mogły otrzymywać pod warunkiem, że się dobrze uczą. Matka rok po śmierci wychodzi za mąż za faceta, z którym prawdopodobnie miała romans już wcześniej – wiesz, młoda, zdrowa kobieta, a w domu nieprzydatny do niczego chory mąż. Więc rok po śmierci męża ona wychodzi za sąsiada, a dzieciaki postanowieniem sądu zostają jej odebrane. I one nie rozumieją dlaczego nie mogą być z mamą.


I zaczyna się: jeden internacik, drugi internacik, jedna ciocia, drugi wujek, Vinzel w Szwajcarii, szpital psychiatryczny, i różne takie, wiesz... W tym pierwszym etapie przerzucania ich od jednych ludzi do drugich – rozdzielone na dodatek! – uciekały do matki, tęskniły. Wiesz Hela z Vinzel pisała, że ona się modli o to, żeby móc wrócić do Krakowa. I jej zdjęcie w Vinzel prawdopodobnie zrobione - Helenka, która wygląda prześlicznie, jest taką młodą panienką z dobrego domu, taka po prostu wydawałoby się przeszczęśliwa. Helenka, która pisze o tym, że chce wrócić do domu, że o to się modli, że jej jest źle w tej świetnej bogatej Szwajcarii, do której ją wysłano postanowieniem któregoś tam z kolei opiekuna.


Taki Teodor, który – gdzieś jest tam informacja, że prawdopodobnie nie była to groźna choroba psychiczna, tylko po prostu ‘nerwy’ – dzieciak, który najwięcej z całej sytuacji rozumie, właśnie się dowiaduje, że jego ojciec - ukochany, uwielbiany wzór – nie żyje, po pierwsze, a po drugie nigdy nie był jego ojcem. I wiesz, te wszystkie rzeczy, które się dookoła dzieją, to jest sytuacja, która każdego z nas przyprawiłaby o stan nerwowo niestabilny, niespokojny, prawda? Ale jak się pozbyć sieroty, która na dodatek okazuje się nie być synem wieszcza? Pierwszy lepszy pretekst….. szpitalik. A jeśli nikt o ciebie nie dba, nikt się tobą nie interesuje, nikt cię nie chce leczyć, jesteś niepełnoletni i nie możesz o sobie zadecydować… A nawet jeśli jesteś pełnoletni, na przykład taki 'Lot nad kukułczym gniazdem' pokazuje, że niekoniecznie wiele masz do powiedzenia, jak się znajdziesz – teraz jak powiem ‘w szponach’ to zabrzmi strasznie dramatycznie - ale jak się znajdziesz w niewłaściwym miejscu i znajdą się ludzie, którzy będą chcieli cię w tym miejscu zatrzymać, to mogą to zrobić.


A z dzieckiem jeszcze łatwiej… Więc to nie była zwykła sytuacja.


DS: A były pokładane nadzieje, że z tych dzieci ‘coś będzie’?


BS: No myślę, że było takie założenie…


DS: …że to są dzieci wieszcza, geny wieszcza, że to tak nie może się rozpuścić gdzieś tam. Był ten rodzaj myślenia?


BS: Tak. Po części tak. Myślę, ze parę osób mogło w to uwierzyć. Myślę, że nie wszyscy, trochę się pewnie czuli gdzieś tam odpowiedzialni, trudno mi powiedzieć. Nie dotarliśmy do czegoś takiego, że ktoś napisał: ‘chciałbym, żeby z tego Miecia urósł kolejny….’. Myślę, że też niekoniecznie była na to szansa, bo też tacy ludzie się nie zdarzają co pokolenie. Bycie synem geniusza nie daje ci gwarancji, że sam będziesz genialny. Ale jakiś taki czyn społeczny rozkwitł w tych ludziach - tym bardziej, że jak Wyspiański umierał, to był już wieszczem za życia, dużo znaczył…


DS: Tak, jego pogrzeb to doskonale poświadcza… Czwarty wieszcz…


BS: …co nie zmienia faktu, że nie miał lekko w życiu i musiał nieźle powalczyć, żeby mu się udało. Gdzieś był nawet taki tekst o tym, jak Wyspiański starał się o jakąś dotację, jakąś rentę dla artystów – ale dla gruźlików – nie pamiętam, musiałabym dotrzeć do tego… i to zaopiniował Sienkiewicz…


DS: Negatywnie?!


BS: Negatywnie!! [śmiech]. Sienkiewicz wielkim pisarzem był, prawda?

Zawsze jak wchodzisz w jakiś temat i zaczynasz w nim szperać, to nagle do wielu rzeczy dochodzisz, odkrywasz. Myślę, że każdy z nas posiada ‘szkolną’ wersję życiorysów różnych osób, i jakby się tak zagłębić w którąkolwiek, to nagle poodkrywasz takie rzeczy, że z tego nazwiska robi się człowiek…


DS: A jak myślisz skąd się bierze popularność tego spektaklu? Widziałem po twarzach na widowni, że się podobało…


BS: Może dlatego, że nam się udało zrobić dobry spektakl.

Też nie jest tak, że to się wszystkim podoba. W lutowym ‘Dialogu’ wydrukowali jakby scenariusz i tekst jakiegoś pana, który go analizował i z tej analizy wynika, że nie do końca jest zachwycony tym spektaklem.

Ale też myślę, że dobrze dobraliśmy się do tego przedstawienia. Że ta energia, którą wytworzyliśmy i sposób w jaki z nią pracowaliśmy nadała impet temu spektaklowi. Że bez tego typu pracy, jaką przeszliśmy… gdyby inni ludzie inną techniką chcieli zagrać dzieci, to byłoby w tym o wiele więcej fałszu, a tu chodzi o to, że nie było kalek, które mieliśmy odtworzyć, że ‘taka jest Helenka, taki Staś, taki Miecio…’ tylko pracowaliśmy improwizując te sytuacje dziecięce: jemy robaki albo bawimy się w coś…


DS: Te wszystkie gonitwy...


BS: Tak, te sytuacje były wyimprowizowane, to było tak, jakbyśmy dochodzili do takiego etapu w trakcie treningu czy mierzenia się z jakimś tekstem, z jakimś tematem, że się załapywało takie coś, że się zaczynaliśmy bawić w te dzieci i wtedy powstawały najlepsze rzeczy! Dużo rzeczy, które powstało wtedy weszło w ten spektakl, więc wydaje mi się, że to może też ma związek, że te ‘nasze’ dzieciaki są w jakiś sposób szczere, czy też my wobec tych postaci…


DS: Absolutnie się nie nudziłem, nie miałem takiego punktu, kiedy myśli mi uciekły gdzieś w inną stronę i to mi się podobało. Właściwie spektakl ma długość filmu, taką do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni oglądając film. Tutaj 90 minut to – uważam – dobry czas. Często czuć w teatrze, że spektakl jest nierówny, momentami ‘jedzie do przodu’, po chwili zwalnia, gdzieś nagle przyspiesza lub zupełnie siada…. A u was ciągnie bez opamiętania!


BS: Na pewno jest to zasługa Pawła [Passiniego], że tak to posklejał. Pracowaliśmy nad różnymi scenami, a on to później poukładał.


DS: Wiesz, rzadko mam w teatrze poczucie żalu, że się już skończyło. Wczoraj miałem. Aktorzy schodzą ze sceny i sobie myślisz, że można by jeszcze przez chwilę popatrzeć


BS: Z drugiej strony, gdyby dać możliwość popatrzenia, to by się zrobiło za dużo i…


DS: Ale wiesz, często towarzyszy temu ulga, że wreszcie koniec! Klakierzy już wstają, zaczynają bić gromkie brawa i pokrzykiwać, chociaż ‘dyskretnie’ pisali smsy przez pół spektaklu…


BS: Przedwczoraj w czasie spektaklu jeden internauta wysyłał smsa, nie wiem, może się nudził…


DS.: Może pisał, że mu się podoba? Czy ten sms się wyświetlił?


[W czasie spektaklu działa czat, na którym pojawiają się wpisy widzów-internautów z widowni, jeśli uprzedzeni wcześniej przyniosą ze sobą laptopy. Wpisy są wyświetlane na ekranach umieszczonych na scenie]


BS: Nie mam pojęcia. Nie mam czasu czytać tego czatu. To jest czat zawieszony w Internecie i wklejają się ludzie, którzy kompletnie nie wiedzą gdzie weszli i kompletnie nie wiedzą o co chodzi, ale próbują zagaić [śmiech].


DS: Dzięki za rozmowę.




Premiera spektaklu odbyła się 28 listopada 2007.



W poście nie zamieściłem reprodukcji pastelu przedstawiającego Teodora Wyspiańskiego (1890-1916), ponieważ nie dotarłem do takiej (nie wiem czy istnieje).



Poniżej zamieszczam wybrane linki dotyczące spektaklu:


http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/47758.html


http://www.teatry.art.pl/!recenzje/odpoczywanie_pas/wwsd.htm



A to link do projektu fotoblogowego dotyczącego twórczości portretowej Wyspiańskiego:



I na koniec jeszcze link do pełnej informacji na temat animacji podlinkowanej na początku postu:

http://cinemexicano.mty.itesm.mx/peliculas/hastaloshuesos.html


niedziela, 3 maja 2009

DYSCYPLINY/SZTUKI

Na początku maja rusza nowy, przygotowany przez fundację SPLOT projekt DYSCYPLINY/SZTUKI będący cyklem wykładów i dyskusji wokół najnowszych problemów teorii sztuki. Wystąpienia wybitnych intelektualistów w Bunkrze poprzedzone będą prowadzonymi przez Anetę Rostkowską dyskusjami nad wybranymi tekstami teoretycznymi (zapraszam na bloga Anety: http://www.parergonn.blogspot.com/ , gdzie znaleźć można pliki do ściągnięcia).

To pierwszy projekt w Krakowie, który ma na celu wnikliwą analizę problematyki współczesnej teorii sztuki. Daje on szansę zetknąć się z ważnymi naukowcami i ich najnowszymi poglądami, ale i sam charakter projektu oferuje nowe podejście do pracy nad wybranymi zagadnieniami. Formuła klasycznie rozumianego wykładu, podczas którego referent wygłasza swe bieżące teorie do nieprzygotowanej widowni, zostaje tu podważona - uczestnicy mają szansę zapoznać się wcześniej z często złożoną problematyką, a przez to - aktywniej uczestniczyć w samym spotkaniu z teoretykiem. I wynieść z jego wykładu nieco więcej.. ;)

Szczegóły dotyczące projektu i konkretnych spotkań na stronie Splotu:
http://splot.art.pl/aktualnosci/139/dyscypliny-sztuki
http://splot.art.pl/aktualnosci/142/wolfram-pichler-pole-obrazowe-w-sztuce-nowoczesnej-dyscypliny-sztuki

Slavoj Žižek w Krakowie!!


Z przyjemnością informujemy, że 13 maja zawita do Krakowa jeden z najważniejszych intelektualistów współczesnego świata, filozof i socjolog - Slavoj Žižek.
O godzinie 14:00 wygłosi w Auditorium Maximum (Krupnicza 35) wykład pt.: Od tragedii do komedii, czyli co wydarzyło się w pierwszej dekadzie XXI wieku? (w języku angielskim). Wystąpieniu towarzyszyć będzie promocja dwóch książek: Kruchy absolut (jego autorstwa) oraz Žižek. Przewodnik Krytyki Politycznej.

Szczegóły na stronie Krytyki Politycznej: http://www.krytykapolityczna.pl/Zaproszenia/Slavoj-Zizek-w-Polsce/menu-id-1.html

Zapraszamy!