sobota, 14 marca 2009

krótka historia grupy ładnie

Michał Zawada

Raz po raz, przy rozmaitych okolicznościach, w rozmowach na temat bieżących studenckich wystaw, pokazów semestralnych, w ogólnych konstatacjach na temat krakowskiej Akademii, pada znane już chyba większości studentów, mniej lub bardziej uzasadnione, stwierdzenie: „trąci ładnizmem”. Ładnizm podmienić można, w zależności od kontekstu, Sasnalem, Maciejowskim lub Bujnowskim (lub, nieco ogólniej, „popbanalizmem” z dodaniem podkreślających epigonizm przedrostków post- czy neo-). Wynurzyć się może owo zdanie spomiędzy garści innych skojarzeń, ale w wielu wypadkach stanowi dla komentatora rodzaj wytrychu, który rozpoczyna lub efektownie kończy dyskusję na temat prac.

Skojarzenie – zdawałoby się, naturalne. Nic prostszego, niż związać delikwenta z nazwiskami malarzy tak silnie kojarzonych z krakowskim środowiskiem – szczególnie, gdy zajść może zbieżność pracowni. Milcząco zakłada się więc, że skoro Sasnal uczelnię krakowską kończył, wiele się tu o nim mówi, a twórczość jego i działalność dobrze się zna. Gdy weźmie się jeszcze pod uwagę, co oczywiste, błyskotliwy sukces na światowym rynku, wszystkie klocki tej układanki zaczynają do siebie niebezpiecznie dobrze pasować.

Chcąc nie chcąc, do krakowskiej Akademii od dłuższego już czasu, ujawniając się czasem ze wzmożoną siłą, przylgnęła etykietka epigonizmu względem trójcy „klasyków”. Jeśli ktoś bliżej zapoznał się z tekstem Adama Mazura o nad-nadrealizmie [http://obieg.pl/recenzje/5803], będzie mógł dołożyć jeszcze kilka nazwisk z nurtu mającego dominować obecną dyskusję nad sztuką polską i tym samym stworzyć bezpieczną „ikonosferę” pomocną w określaniu studenckich postaw.

Co jednak, gdy skonfrontuje się te bezpieczne i, zdawać by się mogło, całkowicie naturalne skojarzenia z proponowaną przez uczniów ASP rzeczywistością? Co jeśli wypracowane kryterium nie do końca jest w stanie scharakteryzować to, co przeglądy prac naprawdę ujawniają? Co jeśli Grupa Ładnie w ogóle nie zajmuje, jeśli kiedykolwiek w ogóle zajmowała, tak nobliwego miejsca na ASP?

Do zadania tych pytań nadarzyła się, jak sądzę, dość szczególna okazja. Kilka tygodni temu ukazała się pierwsza obszerna monografia Grupy Ładnie, stając się dla krakowskiego środowiska artystycznego, z wielu względów, niemałym wydarzeniem. Tym bardziej zastanawiające, że podczas prezentacji książki w Bunkrze Sztuki, przedstawicieli Wydziału Malarstwa, a więc, jak można by sądzić, tych najbardziej zainteresowanych, policzyć mogłem na palcach jednej ręki. Czy to strach przed akademickim dyskursem, który nieodparcie nasunąć się musiał przy konfrontacji z tytułem publikacji: Krótka historia Grupy Ładnie?

Być może. Książka ta jednak okazuje się być zjawiskiem silnie prowokującym do dyskusji – także, jak się zdaje, środowisko ASP. Nieobecność przedstawicieli Akademii w gronie zaproszonych do dyskusji zdaje się być jednym z licznych powodów. Debata nad ładnizmem wyraźnie zdystansowała się od świata akademickiego, ale również od wielu równoległych zdarzeń, które tekst książki często zdaje się przemilczać.

Stajemy wobec zjawiska osobliwego: wobec książki, która ma – poprzez dyskurs historyczny – zdemitologizować mityczną grupę, samemu nie stroniąc od zabiegów mitologizacji. Redaktorski tandem Ewy Małgorzaty Tatar oraz Domnika Kuryłka przekuje nas już na samym początku, że lektura pozwolić ma na osadzenie wielostronnych działań Ładnistów w szerokim kontekście kultury lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Natychmiast paść może jednak zarzut o rzucającą się w oczy stronniczość i subiektywizm. Odpowiadają oni zawczasu: Nie staramy się jednak tego w żaden sposób ukrywać. Mamy jednak wrażenie, że wydobyte przez nas w rozmowach historie mówione, w odróżnieniu od pisanych, syntetycznych opracowań dotyczących Grupy Ładnie, przyczynią się do skomplikowania jej wizerunku a tym samym zwrócenia uwagi na plątaninę kontekstów, w ramach których funkcjonowała. (s. 13-14). Plątanina kontekstów uwypuklona zostaje przez samą warstwę formalną książki, nazwaną przez autorów rodzajem strefy performatywnej. Tekstom towarzyszy ogromna liczba (czarno-białych) ilustracji, będących zarówno reprodukcjami prac, komiksami, jak i fotografiami z akcji i spotkań członków grupy, pozwalając książce stać się takze rodzajem wizualnego archiwum Ładnie.

Centrum stanowi studium historyczne Magdaleny Drągowskiej, będące rozwinięciem jej pracy magisterskiej pisanej w latach 2003-5. To próba systematycznego uporządkowania faktów, zebrania poszczególnych związanych z Grupą akcji oraz prześledzenie losów poszczególnych bohaterów aż do momentu rozpadu. Po tym syntetycznym wprowadzeniu dostajemy sporą dawkę „źródeł” – a więc dokumentacje działań, imprez, przedruki czasopisma „We wtorek”, ale również kluczowe dla dyskusji nad Grupą teksty krytyczne i historyczno-artystyczne. Kolaż ten umożliwia choćby częściową rekonstrukcję klimatu, jaki Grupa Ładnie wytworzyła, dając przegląd najważniejszych akcji ładnistów oraz reakcji polskiego środowiska kulturalnego – od pierwszych knajpianych imprez po dojrzały dyskurs, którym usiłowano je ujmować. Jednak najobszerniejszą – i jak dla mnie najciekawszą – część książki stanowią Subiektywne historie Grupy Ładnie – zbiór wywiadów z kluczowymi postaciami polskiej sceny artystycznej i krytycznej w latach 90. i na początku XXI wieku. Obok Rafała Bujnowskiego, Marka Firka, Marcina Maciejowskiego oraz Wilhelma Sasnala znalazły się przeprowadzone przez Dominika Kuryłka rozmowy z najważniejszymi galerzystami, kuratorami, historykami sztuki, jak i ludźmi, którzy po prostu znaleźli się obok opisywanych wydarzeń. To właśnie w spotkaniu z prywatnymi, jednostkowymi wersjami tej historii otrzymujemy najpełniejszy kontekst tworzącego się po ’89 roku artworldu. W tym miejscu książka oddala się od samej Grupy Ładnie i kieruje w stronę szerszej refleksji nad obrazem sztuki lat 90., powolnymi procesami dostosowywania się do wymogów zachodniego rynku, kreowaniem współczesnej krytyki, problemem polskiej tożsamości artystycznej i jej stosunku do realiów społecznych i politycznych PRLu. Spotykamy się zarówno z realnymi trudnościami, jakie towarzyszyły budowaniu nowej rzeczywistości, jak i niebezpieczeństwami nowego porządku (szczególnie polecam wywiady z Andrzejem Przywarą, Andrzejem Szczerskim i Grzegorzem Sztwiertnią). Widziane z perspektywy dekady wydarzenia nabierają specyficznego charakteru i w zasadniczy sposób odnosić się muszą do bieżącego obrazu świata sztuki. Rodzi się więc natychmiast pytanie o swoiste „dziedzictwo” tego okresu, a także o to, ile ekstatyczny okres przełomu jest w stanie oferować młodym artystom stykającym się z diametralnie odmienną kondycją środowiska.

Krakowska Akademia zyskuje między wierszami tych historii specyficzny status negatywnego punktu odniesienia – zjawiska, od którego należy się odbić, wobec którego powinno się zdefiniować własną drogę. Choćby dlatego, jak sądzę, warta jest uwagi ludzi związanych z ASP. Pokazuje historie indywidualnych twórców, ich działań w grupie, ich zabawę i sztukę, dojrzewanie i stosunek do świeżego rynku, który wreszcie gotów jest ich przyjąć. Przedstawia bez wątpienia kluczowy moment dla tworzenia się współczesnego oblicza polskiej sztuki (a malarstwa w szczególności). Pytanie tylko: czy jest to obraz rzetelny, całościowy? Czy miał taki być? Czy tego typu kategorie są przy opisie tak świeżego zjawiska w ogóle możliwe? I na koniec: czy mitologia Grupy Ładnie staje się bezpowrotnie zamkniętym rozdziałem, czy - wręcz przeciwnie - staje się źródłem naszej współczesnej kultury, będąc znaczącym punktem oparcia czy inspiracji dla studenckich działań?

***

Magdalena Drągowska, Dominik Kuryłek, Ewa Małgorzata Tatar

Krótka historia Grupy Ładnie

Korporacja ha!art

Kraków 2008

[proj. okładki Wojtek Doroszuk]

5 komentarzy:

  1. Zapraszam do dyskusji/komentowania :)

    Myślę, że temat jest na tyle interesujący, że warto usłyszeć różne opinie..
    Oczywiście zapraszam także tych, którzy z książką (jeszcze) się nie zetknęli.
    Pozdr.
    mz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam na wstępie, że książki tej (jeszcze) nie czytałem. Ale zachęcony inną książką, której także (jeszcze) nie czytałem, mianowicie głośną nie tak dawno książką Pierre Boyard'a pt.: 'Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało', pozwolę sobie na niewinną uwagę. Myślę, że studenci-malarze krakowskiej akademii NIE czerpią garściami z estetyki 'popbanalizmu', że nie jest to powszechna praktyka. Oczywiście nietrudno spotkać wyjątki, ale generalnie takie zjawisko wydaje mi się marginalne. Co więcej, studenci nie są wprost zainteresowani dokonaniami swych starszych kolegów. Jeżeli 'Ładniści' przykuwają uwagę, to raczej w kontekście merkantylnym, w rozmowach typu 'za ile sprzedał się obraz Sasnala?'. Być może to jest odpowiedź na pytanie dlaczego prawie nikt nie pojawił się na spotkaniu promującym książkę. Jeśli tak jest, to pozostaje zaryzykować twierdzenie, że skoro studenci nie interesują się 'najświeższą historią' (w dodatku jeszcze nie zamkniętą), to nie odczuwają potrzeby analizowania znaczącego fragmentu aktualnej sztuki. Pozostaje pytanie o tego przyczynę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aktualnosc "Ładniowców" nie polega tylko na fascynacji popbanalizmem. Sądzę, że od strony warsztatowej oznacza usankcjonowanie projektora jako narzędzia; jest także związana z wykorzystaniem materiałów wizualnych, które nie są "zapisem oka i ręki", a które (potraktowane malarsko) nie dają hiperrealistycznego efektu. To przestrzeń komentarzy do kultury. A zdolnosc analityczna studentów, to jeszcze inna kwestia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyli rzeczywiście podkreślane poza środowiskiem ASP opinie na temat związków prac studentów z estetyką Ładnie można uznać za przesadzone lub - wręcz - całkiem wymyślone? Ciekawy problem.

    Anna - wskazane przez Ciebie zagadnienia: usankcjonowanie projektora oraz przestrzeń komentarzy do kultury osadzać można przecież także w zupełnie innych zjawiskach, często wiele wcześniejszych... Czy Ładnie było zatem dla Akademii jakiegoś rodzaju pasem transmisyjnym, zwróceniem uwagi na pewne obszary sztuki?

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadza się, "przestrzeń komentarzy do kultury można osadzac także w zupełnie innych zjawiskach". Tyle, że Ładniowcy (nadrabiając w stosunku do kolegów zza Odry) wykorzystali potencjał tzw. "niskiej kultury", która wybujała po upadku komunizmu. Oswoili dla siebie medialny "dziki Zachód". Wcześniej w środowisku krakowskim, jeżeli coś komentowano, to raczej siermiężną rzeczywistosc PRLu (vide: Wprost) lub sztukę historyczną (vide: "prehistoryczne" obrazy Taranczewskiego). Nie było reklam, telenoweli i obróbki Photoshopem.

    Kultura jest rozległym obszarem; panuje w niej pluralizm. Jakkolwiek odpowiedź na Wasze pytanie jest twierdząca: Akademia zaczęła zwracac uwagę na obszary kultury, które do tej pory nie były w ogóle uznawane za sztukę: street art, wlepki, graffiti, komentarze na billboardach, fotografia komercyjna etc. Zobaczymy, czy coś wyniknie ze zderzenia takich estetyk (często o anarchistycznym rodowodzie) z "akademickim sznytem", przecwiczonym w cieplarnianych warunkach.

    OdpowiedzUsuń